Komunikat z dnia zero: Kiedy WZJG zabrało mi chęć życia
Trzy lata temu usłyszałem diagnozę i nie chciałem już żyć. Dziś opowiadam, co mnie uratowało. Historia o WZJG i wyborze życia.
LEGOWISKORAGNARÖK
Wilk Fenrir
11/15/20255 min czytać


Cofnijmy się trzy lata wstecz.
Pamiętasz moment, gdy Twoje życie pękło na pół? Kiedy wszystko, co znałeś, przestało istnieć w jednej chwili – nie przez eksplozję, ale przez jedno zdanie?
Ja pamiętam Swoje i to wypowiedziane przez lekarkę.
I żałuję, że pamiętam.
Zanim runął świat
Nie pamiętam już dokładnie, kim byłem. To najdziwniejsze – jak można zapomnieć siebie sprzed trzech lat? Ale trauma zjada wspomnienia jak kwas. Zostaje dziura. Czarna, paląca dziura w miejscu, gdzie kiedyś był człowiek o imieniu ja.
Wiem, że były plany. Zwykłe marzenia o zwykłym, nudnym, pięknym życiu.
Ale już wtedy coś gniło w środku. Krew w muszli klozetowej – ciemna, obca, przerażająca. Ból brzucha, który budził mnie o trzeciej w nocy. Ciało krzyczało, że umiera. A Ja? Ja udawałem, że tego nie słyszę. Chociaż już Nowy Rok powitałem budząc się we krwi parę lat wcześniej.
W mitologii greckiej bóstwa wysyłały śmiertelnikom znaki przed katastrofą. Ptaki padające z nieba. Trzęsienia ziemi. Ja miałem krew i ból. I jak każdy śmiertelnik – ignorowałem bogów.
Wyrok
Gabinet gastroenterologa. Mama siedzi obok mnie. Trzyma moją dłoń. Nie wie jeszcze, że za chwilę będzie trzymać dłoń żywego trupa, dziecka, o które życie walczyła przy narodzinach.
Lekarz otwiera usta.
"WZJG. Wrzodziejące Zapalenie Jelita Grubego."
Szok.
Smutek.
Koniec.
Te słowa to za mało, żeby opisać, co się dzieje, gdy dowiadujesz się, że Twoje własne ciało wypowiedziało Ci wojnę. Że od teraz każdy dzień to pole bitwy. Że nie ma zwycięstwa, nie ma pokoju, nie ma końca – jest tylko walka, walka, walka aż do śmierci.
Mama coś mówi. Dotyka mojego ramienia. Jej głos dochodzi jakby zza szkła, zniekształcony, daleki. Próbuje być silna. Nie wie, że już mnie nie ma. Że umarłem tam, na tym sterylnym fotelu, pod jarzeniówkami.
To była pierwsza śmierć.
Kolejna z wielu i to Moja własna w Moim życiu.
Piekło jest w internecie
Wróciłem do domu i zacząłem czytać.
Nie – to złe słowo. Zacząłem się topić.
Miesiąc. Dzień i noc. Komputer świeci w ciemności mojego pokoju jak brama do piekła. I ja przez nią przechodzę. Znowu i znowu. Fora, artykuły, wpisy ludzi, którzy opisują swoje rozkładające się wnętrzności. Przeczytałem wszystko. Każde powikłanie. Każdy horror. Każdą śmierć.
Dowiedziałeś się kiedyś zbyt wiele o własnej śmierci? O tym, jak będzie wyglądać? Jak będzie bolało? Jak długo to potrwa?
Ja tak. Przez cały miesiąc.
Jadłem mniej. Nie spałem. Siedziałem w ciemności i czytałem o swojej przyszłości. O jelitach, które będą gnić żywcem. O krwi, która będzie wypływać ze mnie jak życie z przeciętej tętnicy. O bólu, który nigdy nie ustanie.
I zadawałem sobie pytanie: po co?
Po co żyć, skoro to już nie jest życie? Po co się męczyć? Po co być ciężarem dla ludzi, których kocham? Po co istnieć, skoro każdy dzień będzie walką tylko po to, żeby przetrwać do następnego dnia walki?
W mitologii istnieje rzeka Styks – granica między światem żywych a królestwem umarłych.
Ja już przepłynąłem na drugą stronę.
Żyłem, ale byłem martwy.
Paradoks schudnięcia
"Wow, jak świetnie wyglądasz! Schudłeś!"
"Jaka dieta? Musisz mi powiedzieć!"
"Zazdroszczę ci, ja nie mogę zrzucić ani kilograma!"
Uśmiecham się. Kłamię. Wymawiam się.
Umierałem. To była moja dieta.
Straciłem wagę, bo moje ciało pożerało samo Siebie. Straciłem siły, bo byłem pustym workiem skóry z kośćmi w środku. Straciłem coś więcej – straciłem wiarę, że życie może być znośne.
A ludzie mi zazdrościli.
Ukrywałem wszystko. Przed kolegami, koleżankami. Przed pracownikami. Przed światem, który komplementował mój wygląd, nie wiedząc, że patrzy na rozkładające się ciało.
Najgorsza samotność to ta, której doświadczasz w tłumie ludzi.
Kiedy człowiek przestaje chcieć żyć, to nie znaczy, że chce umrzeć. To znaczy, że nie widzi sensu w walce. Że życie stało się jedną wielką raną, która nigdy nie zagoi się. Że łatwiej byłoby... przestać.
Modliłem się o śmierć.
Nie do Boga. Nie wierzyłem już w Boga.
Modliłem się do choroby. Zabierz mnie szybko. Nie każ mi się męczyć.
Noworodek
A potem Ona przyszła.
Przyjaciółka. Z synem w ramionach. Nowo narodzonym – pomarszczonym, różowym, krzyczącym.
Położyła go na moich kolanach.
I on... on po prostu był. Żył. Oddychał. Machał małymi rączkami. Nie wiedział o bólu. O chorobie. O tym, jak okrutne jest życie. Nie wiedział nic.
A jednak walczył. O każdy oddech. Krzyczał, gdy miał głód. Płakał, gdy było mu źle. Żył z całą furią swoich kilku dni na ziemi.
I ja pomyślałem: On jeszcze nie wie, co go czeka. A jednak się nie poddaje.
W mitologii feniks musi spłonąć doszczętnie, żeby odrodzić się z popiołów. Spalić się żywcem. Cierpieć piekło ognia. I dopiero wtedy – z dymu, z popiołu, z bólu – powstaje na nowo.
Ten noworodek był moim ogniem.
Spalił we mnie człowieka, który czytał o śmierci w świetle ekranu. Który modlił się o koniec. Który już nie chciał walczyć.
I zostawił... nie wiem co. Coś innego. Kogoś innego.
Kogoś, kto jeszcze nie wiedział, kim jest, ale wiedział jedno:
Jeszcze jeden dzień. Mogę przeżyć jeszcze jeden dzień.
Czego mi brakowało
Dziś patrzę na siebie sprzed trzech lat i widzę ducha. Widzę kogoś, kto był tak samotny, że samotność stała się jego jedyną towarzyszką. Kto myślał, że choroba to wstyd. Że prosić o pomoc to obciążać. Że lepiej zniknąć po cichu, niż być problemem. Chociaż w tamtym okresie mogłem liczyć na wsparcie Mojej jedynej Przyjaciółki E.
Brakowało mi nazwania.
Brakowało mi pozwolenia Sobie na słabość.
Brakowało mi świadomości, że nie jestem Sam.
Ale przede wszystkim brakowało mi jednego:
Chęci życia.
Co musisz wiedzieć
Jeśli czytasz to i jesteś tam, gdzie ja byłem – w gabinecie lekarza, w szoku, z wyrokiem – słuchaj uważnie:
Nie jesteś sam. Wiem, że teraz czujesz się jak najsamotniejsza istota na świecie. Jak jedyny człowiek, który musi dźwigać ten ciężar. To kłamstwo. Twoi ludzie chcą Ci pomóc. Pozwól im. Błagam Cię – pozwól im.
To egzamin, który zmieni Cię na zawsze. Nie taki, który zdajesz albo oblewasz. Taki, który rozdziera Cię na kawałki i zmusza do złożenia siebie na nowo. Będziesz inny po drugiej stronie. Może lepszy. Może gorszy. Ale będziesz żył.
Twoje ciało mówi – słuchaj. Krew, ból, dziwne objawy to nie głupstwa, które można zignorować. To krzyk ciała, które walczy o Twoje życie. Profilaktyka to nie paranoja. To miłość do Siebie.
Nie happy end
Nie powiem Ci, że wszystko będzie dobrze.
Kłamałbym.
Życie z WZJG to nie film z happy endem. To serial, który trwa i trwa – z dobrymi odcinkami i tymi, w których chcesz wyłączyć telewizor. Z remisją i z nawrotami. Z nadzieją i rozpaczą.
Ale możesz to znieść.
Wiem, bo ja znoszę.
Każdego dnia.
Trzy lata temu myślałem o śmierci. Dziś... dziś wciąż nie wiem, kim jestem. Czegoś mi wciąż brakuje. Może tej części siebie, którą zostawiłem w gabinecie gastroenterologa. Może niewinności. Może wiary, że życie jest sprawiedliwe.
Ale żyję.
Oddycham.
Walczę.
I to musi wystarczyć.
Do Ciebie
Jeśli jesteś w ciemności – wyciągnij rękę.
Ktoś ją złapie.
Ja byłem tam, gdzie Ty jesteś teraz. W otchłani. W miejscu, gdzie śmierć wydaje się łatwiejsza niż życie.
I wyszedłem.
Nie wyszedłem piękniejszy, mądrzejszy, silniejszy.
Wyszedłem po prostu – żywy.
Ty też możesz.
Obiecuję Ci.
Nie jesteś sam. Nigdy nie byłeś.
Masz więcej pytań?
Nie wahaj się!
Wyślij swoje pytanie na Instagramie lub na adres:
© 2025. All rights reserved.
