Wprowadzenie do mojego osobistego Ragnaröku

Czym jest Ragnarök? To nie tylko koniec świata z mitologii nordyckiej, ale potężna metafora życiowych przemian. W tym wpisie opowiadam, jak moje osobiste doświadczenie „końca świata” stało się inspiracją do stworzenia nowego działu na blogu. Odkryj, dlaczego zniszczenie jest czasem niezbędne, by narodziło się coś nowego i lepszego. Zapraszam do mojego świata po Ragnaröku.

LEGOWISKORAGNARÖK

Wilk Fenrir

8/21/20254 min czytać

a man standing on a hill with a sunset in the background
a man standing on a hill with a sunset in the background

Cześć!

Usiądźcie wygodnie, bo dzisiaj będzie trochę inaczej. Mniej naukowo Bardziej osobiście. Chciałbym Wam oficjalnie przedstawić nowy dział na tym blogu. Dział, który nazwałem… Ragnarök.

Wiem, wiem. Brzmi groźnie, prawda? Kojarzy się z końcem świata, wielką bitwą, śmiercią bogów i ogólną demolką. I słusznie, bo tym właśnie, w dużym uproszczeniu, jest nordycki Ragnarök. Ale jak to w życiu i w mitach bywa, diabeł – a w tym przypadku raczej Loki – tkwi w szczegółach.

Żebyście w pełni zrozumieli, dlaczego akurat taka nazwa, muszę cofnąć się w czasie. Nie do epoki wikingów, spokojnie. A kilka lat wstecz, do mojego prywatnego, małego końca świata.

Każdy z nas ma w życiu taki moment, kiedy czuje, że grunt usuwa mu się spod nóg. Kiedy wszystko, co wydawało się stabilne i pewne, nagle zaczyna drżeć niczym trzęsienie ziemi. U mnie ten moment nie był gwałtownym trzęsieniem ziemi, a raczej powolnym, acz nieubłaganym nadejściem Fimbulvinter – mitycznej, trzyletniej zimy poprzedzającej Ragnarök. To był czas, kiedy słońce jakby przygasło, relacje międzyludzkie stawały się chłodne i kruche, a stare sojusze, które wydawały się wieczne, po prostu się rozpadały.

Początkowo próbowałem z tym walczyć. Stawiałem opór, próbowałem łatać dziury w tonącym okręcie, udając, że wszystko jest w porządku. Zupełnie jak Odyn, który wiedząc o nieuchronnym przeznaczeniu, wciąż próbował przechytrzyć los, zbierając w Walhalli najlepszych wojowników na ostateczną bitwę. Ja też zbierałem swoje siły, zaciskałem zęby tak jak to mi nie raz radzono i parłem do przodu, ignorując znaki. Ignorowałem wyjące wilki chaosu na horyzoncie i coraz głośniejszy dźwięk pękających więzów.

Aż w końcu nadszedł ten dzień. Dzień, w którym Loki, symbol chaosu i zmiany, ostatecznie zerwał swoje kajdany. W moim życiu tym Lokim była jedna, kluczowa rozmowa, jedno wydarzenie, które sprawiło, że cała misternie budowana fasada runęła z hukiem. Nagle okazało się, że wszystko, co dawało mi poczucie bezpieczeństwa, było kolosem na glinianych nogach. Relacje, które uważałem za skałę, okazały się piaskiem. Moje własne przekonania i plany na przyszłość, które wydawały się tak jasne i klarowne, rozpłynęły się we mgle.

To był mój Ragnarök.

Poczułem się, jakbym stał na równinie, gotowy do bitwy, której nie mogłem wygrać. Z każdej strony nacierały na mnie potwory – w postaci lęków o przyszłość, pożerając resztki mojej pewności siebie. Problemy oplatały mnie siecią zwątpienia i poczucia porażki. I wreszcie Surtr z płonącym mieczem, który symbolizował ostateczne spalenie starego świata, starego „ja”. Wszystko, co znałem, musiało spłonąć.

I wiecie co? To było przerażające. Ale jednocześnie… oczyszczające.

„Ten rozdział nosi tytuł Ragnarök, ponieważ w nordyckiej mitologii koniec świata nie jest ostateczny. To istotna różnica w porównaniu z wieloma innymi eschatologiami (naukami o końcu świata i ostatecznych losach ludzkości). Co prawda bogowie ponoszą śmierć – Thor pokonuje Jörmungandra, ale umiera od jego jadu, Odyn zostaje pożarty przez Fenrira, a Heimdall i Loki zabijają się nawzajem – jednak po tej katastrofie następuje odrodzenie."

Potem następuje odrodzenie.

I to jest sedno. To jest lekcja, którą wyciągnąłem z mojego osobistego Ragnaröku. Czasem, żeby mogło narodzić się coś nowego, coś autentycznego i silniejszego, stary świat musi po prostu spłonąć. Musimy pozwolić, by to, co nam już nie służy – toksyczne relacje, praca bez perspektyw, ograniczające przekonania – zostało zniszczone. Musimy stawić czoła naszym wewnętrznym potworom, nawet jeśli oznacza to ból i stratę.

Dlatego ten dział nie będzie o końcu. Będzie o tym, co następuje po nim.

Będę tu pisać o sile, która rodzi się z kryzysu. O tym, jak podnieść się po porażce, która wydawała się ostateczna. O budowaniu siebie na nowo, a nie na zgliszczach starych planów i marzeń. Będzie o odwadze do porzucania tego, co znane, ale toksyczne, na rzecz niepewnego, ale dającego nadzieję na rozwój. Będzie o odnajdywaniu swojego własnego Fenrira w sobie.

Ragnarök to dla mnie symbol transformacji. Bolesnej, brutalnej, ale absolutnie koniecznej. To obietnica, że nawet po najdłuższej i najmroczniejszej zimie, słońce w końcu wzejdzie na nowo. Że po każdej, nawet najbardziej niszczycielskiej bitwie, z wody wyłoni się nowy ląd.

Chcę, żeby ten dział był takim moim lądem. Miejscem, gdzie będę mógł dzielić się Z Wami historiami, przeżyciami, refleksjami, anegdotami o moich własnych bitwach i o tym, jak udało się je przetrwać, ale także w których byłem świadkiem. Miejscem, które przypomina, że koniec jednego rozdziału to nie koniec książki, a zaledwie zaproszenie do napisania kolejnego. Być może najważniejszego.

Zapraszam Was więc do mojego świata po Ragnaröku. Świata, który wciąż jest w budowie, ale który jest o wiele bardziej autentyczny i prawdziwy niż ten poprzedni. Mam nadzieję, że znajdziecie tu coś dla Siebie co pozwoli Wam nie tyle zmienić Swoje życie na lepsze, ale zrozumieć więcej.

„Bo każdy Ragnarök to nie koniec – to początek czegoś prawdziwszego.”